Czas Janczaka

Strona Główna » Siatkówka » Artykuły » Archiwum » Czas Janczaka

Ostatnie trzy sezony to byl dobry czas dla wałbrzyskiej siatkówki. Mogliśmy znowu poczuć się, może nie potegą jaką był Chełmiec pod koniec lat osiemdziesiatych, ale znaczącym graczem ligowym. Takim z najlepszej "16" w kraju. To bardzo dużo. W innych dyscyplinach zespołowych - piłka nożna czy koszykówka - dawało to miejsce w ekstraklasie. Victorii PWSZ pozostawała wciąż I liga, co i tak było sukcesem w skali niespotykanej przez ostatnie kilkanaście lat, kiedy tułalismy się między Bielawą, Sulechowem czy Głuchołazami. Na ile to była zasługa zawodników, trenera Krzysztofa Janczaka, działaczy, sprzyjających okoliczności. Tego nigdy sie nie dowiemy. Moim zdaniem, zagrało dobrze wszystko razem, ale największa zasługa była czynników zewnętrzych - sponsorów i okoliczności w jakich do tego sukcesu doszło. Bo sukces był faktem.  Najważniejsze było wymyślenie i podpisanie trzyletniej umowy między trzema sponsorami, która dawała stabilizacje  i gwarancję finansowego oparcia. Takich pieniędzy, jakie w Victorii PWSZ pojawiły się w latach 2013-16, nie było od czasów Przedsiębiorstwa Robót Górniczych, kiedy raczej nie liczono się z kosztami w wałbrzyskim sporcie. Pieniądze się pojawiły bo był pomysł ich znalezienia, przekonano środowisko, a nade wszystko był klimat. I dla siatkówki w kraju - sukcesy reprezentacji, zbliżały się MŚ w Polsce 2014. I dla siatkówki w Wałbrzychu - oddanie po latach budowy nowego kompleksu przy ul. Ratuszowej, kłopoty innych gier zespołowych. Najlepiej wówczas zorganizowali się siatkarze, którzy wymyślili tercet sponsorów, wspólną umowę i prawie 3 miliony zlotych na trzy sezony. To dla Wałbrzycha były znaczące pieniądze. Dzięki niemu pojawili się nowi siatkarze, nowy trener, nowe nadzieje. I przyszły sukcesy. Na pewno trener Janczak wprowadził inną jakość pracy. Cięższą, dłuższą, urozmaiconą. Przekonał do niej zawodników - dla nich byl autorytetem z bogata karierą -  i stanął za nimi murem. W dłuższym okresie czasu jednak - obok sukcesów - przyniosło to problemy. W pierwszym roku - sezon 2013/14 - Janczak mając mocny skład tak naprawdę przegrał awans do I ligi (sławetny piąty set w Rzeczycy). Dopiero zabiegi działaczy sprawiły, że I ligę powiększono i znalazło się w niej miejsce dla Walbrzycha. Drugi sezon był pasmem sukcesów. Ale też skład był tak mocny, a warunki organizacyjno-finansowe tak dobre, że pewnie nie tylko Janczak, ale kilku innych trenerów z wałbrzyskim rodowodem wygrałoby tę ligę. Za połowę tych pieniędzy, które wówczas wydano w Wałbrzychu, w finale I ligi grał AZS Stal Nysa. Sukces był niewatpliwy, ale zostałokupiony nie tylko dużymi wydatkami finansowymi, ale rozbiciem drużyny (trochę w wyniku właśnie tego sukcesu, bo pojawiły się propozycje z innych klubów dla wałbrzyskich zawodników). Do tego siadła atmosfera. Zabraklo awansu do Plus Ligi (nie z winy Wałbrzycha). Niektórzy zawodnicy  już nie chcieli pracować z Janczakiem, innych nie chciał Janczak, trener skłócił się ze środowiskiem (koszykarze, pracownicy Aqua Zdroju, rozpadł się zarząd klubu). I zamiast sukcesu, przyszedł blamaż. Autorski skład jaki Janczak zaprezentował nam w sezonie 2015/16 to była totalna porażka. I na boisku. I poza nim. Zamiast sukcesu i awansu, na który wszyscy czekali, bo mieli prawo takiego oczekiwać, przyszła seria porażek i obawy o utrzymanie. Zawodnicy już do nas sie nie pchali. Roszady w składzie, ratowanie się dodatkowymi transferami,  kłopoty finasowe rzutowaly na wyniki. Zamiast kolejnego sukcesu przyszlo rozczarowanie. I ogólne zmęczenie. Nagle okazalo sie, że nie ma składu (jak to możliwe, że rok wcześniej oferując tak dobre pieniądze podpisywano w większości tylko jednoroczne kontrakty?), nie ma wychowanków, nie ma komu grać, gdy zabraklo większych pieniędzy (umowa ze sponsorami dobiegła końca). A awans do Plus Ligi czekał (taki cel założono w 2013 roku) i doczekali się go inni, a nie Victoria PWSZ.

Co nam zostało latem 2016? Nie ma takiej pewności organizacyjnej jaka była przed trzema laty. Nie tylko z winy klubu, chociaż ten nie potrafił nic zaoszczędzić, a miał do dyspozycji 3 miliony. Nie ma składu, co najbardziej boli. Nawet w trudnych czasach, kiedy Victoria PWSZ grywała tylko w II lidze, miała swoich ośmiu - dziesięciu siatkarzy. Teraz ma trzech. I może jeszcze trzech juniorów. Te trzy lata dla szkolenia zostały zmarnowane, chociaz to nie tylko nasz problem (co się dzieje z Gwardią, Cuprum gra samymi obcymi zawodnikami, w półfinale MP wygrywają juniorzy i kadeci  z małych klubów). Mam nadzieję, że SOS, który nadzoruje Janczak, w ciągu kilku lat zmieni te sytuację. Nie ma też chyba atmosfery, by to wszystko zaczynać od nowa. W trudnej roli znalazł się nasz klub, zwłaszcza, że znowu przed nim kosztowny sezon (strasznie dalekie wyjazdy), a premii w postaci awansu do Plus Ligi (co mogłoby napędzic koniunkturę) znowu nie będzie. I jest już lipiec, nowy trener ma ograniczone możliwości kompletowania kadry (późny czas, ograniczone środki finansowe). Na szęście ma pozycję w środowisku. I inny charakter niż Krzysiek Janczak, będzie mu więc łatwiej mimo, że jest obcy w Wałbrzychu. Takiego trenera z zewnątrz nie było w Walbrzychu chyba nigdy? Oby wykorzystał swoje kontakty z Jastrzębia, ze Śląska, z kraju i przyciągnął nowych siatkarzy.

Do trenera Janczaka mam jeszcze żal za rozgrywki akademickie. To był jeden z warunków jego pracy w Wałbrzychu. Przychodząc, obiecał medal AMP. Miał na to trzy lata. Nie zdobył go, ba, nawet nie zagral w finale AMP, chociaż miał ku temu wymarzone warunki. W pierwszym roku przegrał awans na boisku. W drugim - zapatrzony w ligę - nie wykorzystał szansy. W trzecim rozpadł mu się zespół zanim do finału doszło. Z medalu nic nie wyszło. To nie jest tylko tak, że to Wałbrzych wszystko (wiele) zawdziecza Janczakowi. Uważam, że Janczak bardzo wiele (jak nie więcej) zawdzięcza Wałbrzychowi i Victorii PWSZ. Te trzy lata dały mu szkoleniową szansę, jakiej wcześniej nigdzie nie dostał (Jaworzno, Murowana Goślina, Milicz, Wrocław), gdzie nie zagrzał miejsca nawet przez jeden pełny sezon. W Wałbrzychu spędził trzy pełne sezony. Działacze dali mu wolną rękę, cierpliwie czekali na efekty, pomagali na ile mogli. Miał swobodę jak rzadko który trener na tym szczeblu i niewiele ograniczeń (zwłaszcza przez pieresze dwa lata). Janczak szansę wykorzystał. Zobaczymy gdzie i jak teraz da sobie radę w roli szkoleniowca? Poza macierzystym miejscem, z którego wyszedł w wielki świat, do ktorego w końcu wrócił, który dał mu szansę  i który mu wiele wybaczał. Powodzenia, Krzysiek!