Sprawa Michalaka

Strona Główna » Piłka Nożna » Artykuły » Archiwum » Sprawa Michalaka

Wszyscy chcą dobrze, a wychodzi, że wszyscy są stratni. Chodzi o grę Darka Michalaka w najbliższej rundzie wiosennej w barwach Górnika. W sobotę w sparingu najmłodszy z braci Michalaków znowu  nie zagrał, chociaż jest zdrowy i przygotowany do występów. Nie zagral, bo nadal - mimo dochodzących informacji o załatwieniu sprawy - nie ma podpisanej umowy z wałbrzyskim klubem. A brak umowy rozbija się o zasady. A zasady to rzecz świeta. Darek miał podpisać umowę już w połowie stycznia. Tak umówił się z działaczami. Zamiast tego pojechał na kilkudnowe testy do Poznania. Potem wrócił i był gotow swój podpis już złożyć, kiedy okazało się, że za kilkudniową nieobecność w klubie, Górnik potrącił mu część wynagrodzenia. Zawodnik poczul się skrzywdzony. Mimo to pojechał na obóz, odrzucił kolejne oferty z I ligi, nadal trenował z Górnikiem. I próbował odzyskać utracone pieniądze. W tle tego konfliktu jest też długość umowy jaką chcą podpisać obie strony. Klub chce związać go kontraktem do końca 2013 roku. Zawodnik woli opcję do lipca, by móc ewentualnie odejść już latem.  Górnik się na to nie godzi, bo przy braku umowy, latem zawodnik odejdzie za darmo. A jest jednym z tych piłkarzy, na którym Górnik za jego wyszkolenie może uzyskać ekwiwalent. Każdy widzi swój interes. Działacze chcą pokazać, że w klubie obowiązują pewne zasady i standardy, a obietnice trzeba dotrzymywać. Chcą lokowac środki i siły w tych zawodników, którzy wiążą się na dłużej z klubem.  Wolą stawiać na młodzież niż ogrywać zawodnika, który wiadomo - prędzej czy później, bo Darek Michalak tego tez nie ukrywa - i tak odejdzie. Trudno się dziwić darkowi, że po udanej jesieni chce skorzystać z możliwości gry w wyższej lidze. Sytuacja jest patowa. Chociaż w sobotę obie strony zbliżyly się ku sobie, zawodnik chce podpisać kontrakt do grudnia, ale za cenę pełnego wynagrodzenia za styczeń i luty. Mam nadzieję, że za kilkaset złotych nikt toporu wojennego między rodziną Michalaków i klubem nie wbije. Wiem, że nie w pieniądzach rzecz, ale w zasadach i obietnicach. Czy dla pryncypiów warto prowadzić wojnę, na której tracą wszyscy?