Smutny koniec ekstraligi

Strona Główna » Piłka Nożna » Artykuły » Archiwum » Smutny koniec ekstraligi

Nie tak dawno pisałem - i chwaliłem - o wałbrzyskiej uczelni PWSZ im. Angelusa Silesiusa, a szczególnie kanclerzu Janie Zwierko i ich wkładzie w rozwój sportu wałbrzyskiego. Nie tylko tego ligowego, ale także akademickiego. PWSZ AS i jej kanclerz mocno dołożyli się do bardzo udanej dekady, jaka miała miejsce w Wałbrzychu w latach 2010-2020. Tym bardziej dziwi to co się stało w ostatnich tygodniach, a co doprowadziło do upadku ekstraligowej drużyny piłki nożnej kobiet AZS PWSZ. Nagłe wycofanie się ze sponsorowania klubu, całkowita zmiana polityki w stosunku do zawodniczek, zakaz używania nazwy uczelni przez klub, a na koniec zagarnięcie sprzętu sportowego jakim klub dysponował. To wszystko sprawiło, że AZS PWSZ został bez pieniędzy, zawodniczek (szybko zaczęły szukać nowych klubów), trenera (zamiast przygotowywać zespół po pandemii też poszukiwał nowego klubu), sprzętu. To wszystko zdarzyło się w ostatnich trzech tygodniach. Osamotniony prezes klubu Tadeusz Pogorzelski uznał, że sam nie podoła tym nieszczęściom. I, mimo zapewnień finansowych i deklaracji pomocy ze strony prezydenta Wałbrzycha, wycofał drużynę z rozgrywek. Z wielką goryczą, ale kierując się rozsądkiem. Zbyt wiele było niewiadomych, by rzucać się na ekstraligową głęboką wodę. Trudno mu zarzucić brak realizmu, doskonale wiedział ile to wszystko kosztuje pracy. I miał już po prostu dość. Po pięćdziesięciu latach pracy na rzecz sportu wałbrzyskiego, także szkolnictwa, po prostu uznał, że już tym nowym wyzwaniom nie podoła.

Dlaczego tak szybko to wszystko się posypało? Dlaczego uczelnia zachowała się jak przysłowiowy "pies ogrodnika"? Zabrała klubowi wszystko czym go do pory go obdarzała, a sama nie chce z tego korzystać i kontynuować dobrej passy? I to w sytuacji, gdy warunki do działania stają się dla tej dyscypliny coraz lepsze, bo znaczącą pomoc oferuje PZPN. Trudno zaprzeczyć, że rozwój futbolu kobiecego jest zasługą PWSZ i jej kanclerza. To on podjął decyzję w 2013 roku o sponsorowaniu wówczas II-ligowego Szczytu Boguszów, który szybko został wchłonięty przez klub akademicki i rozpoczęła się jego krótka, acz piękna kariera ligowa. I akademicka. To trudno przecenić. Uczelnia ponosiła koszty w 50-60 procentach budżetu klubu, który z roku na rok był coraz większy (bywało, że sięgał on 600-700 tysięcy). Około 40 procent dawała klubowi Gmina Wałbrzych. Pozostałe 5-10 procent to były wpłaty od sponsorów. Co dostawali w zmian? Kibice wysokiej rangi wydarzenie sportowe, chociaż frekwencja na meczach dziewczyn oszałamiająca, mówiąc delikatnie, nie była. Dopiero za kilka lat Wałbrzych doczeka się ligowych piłkarek, które przy ekstraligowym klubie zaczęły treningi, tworzyły drużyny U13 i U15, zaczęły także odnosić sukcesy. Wałbrzych dostał jednak markę, która pozytywnie o mieście świadczyła, wzbogacała jego sportową ofertę, przynosiła sukcesy. Najwięcej korzyści miała jednak uczelnia. Te pieniądze, które angażowała w klub szybko się zwracały. I to z nawiązką. W żadnej innej dziedzinie życia akademickiego PWSZ AS Wałbrzych nie odnosiła przez 20 lat swojego istnienia tak wielkich sukcesów jak w sporcie. Szeroka gama dyscyplin, medale Akademickich MP, udane międzynarodowe starty, obecność wśród najlepszych w kraju. To przenosiło się na budowanie marki uczelni, zwiększało liczbę studentów dzięki sportowcom, tworzyło nowe formy działalności na uczelni. Dzięki sukcesom nasza uczelnia plasowała się w krajowej najlepszej "50", rywalizowała z potężnymi uniwersytetami jak równy z równym. Stała się znana i popularna w kraju. Warte to było tych pieniędzy, które w sport wkładała (nie tylko w akademicki, ale także w ten wyczynowy, bo przez lata wspierała piłkarzy, siatkarzy, koszykarzy, zapaśników, tenisistów stołowych, piłkarki). Teraz ta marka ucierpi. Czy PWSZ AS miał prawo zrezygnować z tego sponsoratu? Oczywiście tak, ale nie w sposób w jaki to zrobił. Co prawda składkę sponsorską płacił do końca czerwca, ale zostawił klub z dnia na dzień po latach bardzo silnej symbiozy. To zrodziło najwięcej problemów. Tak się w cywilizowanym środowisku nie działa. Można się rozstać, ale na zasadach partnerskich, z formą pomocy na jaką by uczelnię było jeszcze stać. Tymczasem zaczęły się dziać rzeczy przykre, które dopełniły czary goryczy. Odnoszę takie wrażenie, że tak chwalony i hołubiony przez środowisko kanclerz Jan Zwierko jakby na odchodne ze swojej działalności zawodowej na PWSZ chciał pokazać, że to on stworzył znaczący klub z niczego, prowadził go do sukcesów, a kiedy jego zabraknie, to upadnie AZS PWSZ, ekstraliga i cały sport akademicki. I wszyscy na swój sposób to odczują. Zdziwienie budzi też fakt, że... uczelnia chce utrzymać pod dawną nazwą zespół młodziczek, który został zgłoszony do rozgrywek terenowych w Wałbrzychu. Po co akademickiemu klubowi drużyna złożona z kilkunastoletnich dziewczynek?

Czy AZS PWSZ można było uratować? Tak. Ale mimo działań kilku osób, brakło koordynacji tych ruchów, takiej rzeczywistej pracy u podstaw. Pozytywnie zachował się prezydent Roman Szełemej. Poinformowany o nagłej trudnej sytuacji klubu zadeklarował szybkie 100 tysięcy złotych w ramach konkursów, deklarował na przyszły rok podwojenie tej kwoty. Swoje 100 tysięcy miał dać klubowi PZPN za przyznanie licencji (klub spełnił podstawowe warunki). Na pozostałe pięć miesięcy AZS PWSZ mógł zebrać w sumie 250 tysięcy. To mogło wystarczyć na jesienną rundę. Zabrakło jednak ludzi, którzy wzięliby na siebie te wszystkie organizacyjno-kadrowe sprawy. Brakowało zawodniczek, oferta współpracy z Bielawianką była dobrym pomysłem, ale szybko okazało się, że bielawianie są... za drodzy dla ekstraligowego klubu w Wałbrzychu! Namawianie na powrót byłych wałbrzyszanek to też był dobry pomysł, ale na krótkich rozmowach się skończyło. Trudno mieć pretensje do samego Pogorzelskiego, on w klubie zajmował się bardzo wieloma rzeczami. Na końcu zabrakło mu sił i pasji. Uznał, że lepiej niech w lidze grają ci co chcą i mają ku temu podstawy, po prostu stać ich na to. Ekstraligowy AZS PWSZ okazał się piękną, ale krótkotrwałą sportową wydmuszką. I małą pociechą jest fakt, że w ciągu ostatnich dwóch lat trzy inne kluby ekstraligi kobiet też się poddały. We Wrocławiu uratował ligę samorząd. Biała Podlaska, Żywiec i Wałbrzych przechodzą już do historii...