Stary mistrz kraju potrafi jeszcze ugryźć. Medyk pokazał to w środę w Wałbrzychu. Co prawda, po serii zwycięstw teraz tylko zremisował 1:1 z AZS PWSZ, ale był drużyną lepsza, stworzył więcej sytuacji podbramkowych, ma nadal więcej indywidualności. Wyglądał piłkarsko, taktycznie lepiej. Wałbrzyszanki nie potrafiły wygrać z mistrzem, chociaż ku temu była znakomita. Jakby się tego przestraszyły. Niby poszły za ciosem po zdobyciu szybkiego prowadzenia, ale nie wykorzystały szansy w I połowie. A drugą oddały prawie bez gry. Zagrały od początku zbyt mało ofensywnie.  Trener Jasiński, siedzący za karę na trybunach, wolał bronić nikłego prowadzenia niż zaatakować śmielej słabnącego po czterech latach sukcesów mistrza. Długo na ławce trzymał Gradecką, Maciukiewicz i Rędzię. Dlugo opieral swoją silę w ataku na szybkich, ale niemiłosiernie przewracanych Dereń i Głąb. Szkoda, bo była wyjątkowa szansa pokonać mistrza. Drugiej takiej już w tym sezonie nie będzie, w grupie mistrzowskiej prawdopodobnie zagramy znowu w Koninie. Pociecha z tego remisu też taka, że po raz pierwszy na boisku straciliśmy z Medykiem tylko jednego gola. A bywało tych strat po 4, 5, a nawet 9. Teraz przed AZS PWSZ drugi egzamin. Jeszcze trudniejszy. W Wałbrzychu zagra rozpędzona i natchniona na swoje piewrsze mistrzostwo Łęczna. Pała żądzą rewanżu za jesienną porażkę. Może uda się ją poskromić i nadrobić także stracone punkty z Medykiem. Trzeba tylko wygrać w sobotę...