Nie zmarnowane życie

Strona Główna » Lekkoatletyka » Artykuły » Archiwum » Nie zmarnowane życie

Pogrzeb Stanisława Grędzińskiego odbędzie się w sobotę 22.01 o godz. 11 na cmentarzu w Szczawnie-Zdroju przy ul. Prusa. Tam pożegnamy wielkiego wałbrzyskiego sportowca. Moim zdaniem, największego. Chociaż nie miał w dorobku złotego medalu olimpijskiego jak Marian Szeja czy medalu MŚ jak Włodzimierz Ciołek. O sukcesach wychowanka Górnika Wałbrzych w ostatnich dniach napisano wiele, na portalach, stronach klubowych, Facebooku. Duży tekst poświęcił mu Przegląd Sportowy. Swój ogromny żal wyraził Polski Związek Lekkiej Atletyki. Przy tych wspomnieniach królowało zdjęcie Staszka z podniesionymi rękami zrobione w reprezentacyjnej koszulce. Autorstwa Janusza Szewińskiego, fotoreportera "PS", a męża koleżanki z reprezentacji Ireny Szewińskiej. Oni oboje wchodzili w skład sławnego polskiego lekkoatletycznego Wunderteamu. A co Wałbrzych zrobi dla swojego mistrza?

Siłą Staszka Grędzińskiego nie były wcale medale, które zdobył we wczesnej młodości. Zaskoczył wszystkich podwójnym mistrzem Europy, mając zaledwie 21 lat. Bogatą, chociaż krótką karierę sportową, zakończył już w 1972 roku, mając zaledwie 27 lat. Niemal równo 50 lat później zmarł. Jego siłą było to późniejsze życie zawodowe i sportowe. Poświęcił na nie pół wieku, nie szukając poklasku dla siebie. To jego zasługą jest obecne funkcjonowanie LKS Górnik z coraz ciekawszą i liczniejszą liczbą lekkoatletycznych talentów. To on przeprowadził, jako prezes i trener, klub przez mroczne dla lekkoatletów dekady przełomu wieków. Kiedy nie było nic, wypożyczył - by przetrwali - zawodników do Osowej Sieni. Kiedy w hali z powybijanymi szybami, z myszami na tartanie i kurtkami rzuconymi w kącie, bez ciepłej wody w szatniach prowadził nadal treningi. Nigdy nie pozwolił się wyrzucić z obiektu, którego niemal był ojcem - Hali Olimpijczyków Wałbrzyskich na Nowym Mieście. Dopiął swego, halę wyremontowano, sam zresztą brał w tym udział jako inżynier budownictwa. Nie tylko przy tej hali, bo pracował przy wielu sportowych inwestycjach, w tym tej ostatniej Aqua Zdroju. Przez lata jeżdził po małych miastach jako przedstawiciel Klubu Olimpijczyka i nie mógł przeboleć, że jego miasto na taki klub nigdy się nie zdobyło. Nawet w ostatnich latach, gdy już chorował, chciał jeszcze zrobić coś dla Wałbrzycha. Zgodził się wystartować w wyborach do samorządu dolnośląskiego. I mówił: "Będę świecił swoją gębą na ulotkach, ale mam w tym jeden cel - budowę drogowego łącznika Wałbrzycha z drogami S3 i S8. Tylko dlatego kandyduję". Fakt, nigdy wcześniej politycznie się nie udzielał, często stał z boku, nie chciał być na świeczniku, często miał swoje zdanie, rozmijające się z polityczną linią. Miał też jedno wałbrzyskie wielkie marzenie - odbudowę kompleksu na Nowym Mieście. Jak na ironię, kiedy już leżał w szpitalnej śpiączce - zapadły decyzje. Prezydent Wałbrzycha zadeklarował remont stadionu od 2023 roku. A dolnośląski Sejmik zadeklarował budowę wspomnianego drogowego łącznika na lata 2026-2028. Właśnie rozpoczęły się w tych dniach konsultacje z mieszkańcami terenów, przez które ta droga ma przebiegać...

Nie zmarnujmy w Wałbrzychu życia i śmierci, całego dorobku Grędzińskiego. I to już teraz. Nie czekajmy na wielkie inwestycje. Nie zdążyliśmy zrobić odbicia ręki Szei, nie zdążyliśmy zrobić i Grędzińskiemu. Nie będzie ich dłoni w Alei Gwiazd Wałbrzyskiego Sportu. Po Szei nie zostały w Wałbrzychu żadne pamiątki, chociaż środowisko miało obietnicę włodarzy, że one tu zostaną. Co się stanie z pamiątkami po Grędzińskim? Ile trzeba jeszcze zgonów naszych wybitnych sportowców, by pomysł powstania muzeum sportu wałbrzyskiego zaczął się nareszcie realizować? Może docelowo będzie na Nowym Mieście po remoncie obiektu, ale pamiątki zbierać można już teraz. Skoro stać nas na wieżę widokową za 4 miliony, to stać nas na dużo tańsze wspomniane muzeum. Odchodzą kolejni wielcy wałbrzyskiego sportu, a my ich tylko wspominamy Dniem Zaduszek. Dziedzina życia społecznego, tak ważna dla Wałbrzycha i wałbrzyszan, będąca podstawą tożsamości ludzi przybyłych tu przed 77 laty (niemal pokrywa się to z długością życia Grędzińskiego, on też przybył tu z regionu lubuskiego do średniej szkoły górniczej) z różnych stron świata, tworzących przez ten już czas sztafetę kilku pokoleń wałbrzyszan, nadal czeka na lepsze czasy i na decyzje, by ratować to co ginie i odchodzi w zapomnienie na naszych oczach. Szeja dostał uliczkę tak krótką, o której mało kto wie, jak bramka piłkarska, której bronił. On przynajmniej ma tę uliczkę. A co ma nasza najlepsza tenisistka Małgorzata Rejdych-Żydek, uczestniczka Wimbledonu? Nie ma nic w Wałbrzychu... Czy Grędzińskiego też wrzucimy gdzieś tam z boku? A może nie? Może Jego Imieniem nazwiemy wspomnianą wieżę widokową w Parku Sobieskiego, znajdującą się niemal przy hali i stadionie, na których to obiektach spędził całe swoje życie Stanisław Grędziński. Może doczeka się zasłużonej ulicy, może na Piaskowej Górze, gdzie przez 50 lat mieszkał. Może stanie się patronem wałbrzyskiego muzeum sportu, może wreszcie znaczną się spełniać jego marzenia. Nie zmarnujmy życia i obecnej śmierci Grędzińskiego. Staszku, chwała ci za wszystko co dla Wałbrzycha zrobiłeś...