Wielcy odchodzą

Strona Główna » Artykuły » Wielcy odchodzą

W Wałbrzychu powstanie Tygiel. Muzeum Wałbrzyszan. To świetna wiadomość i chwała tym, którzy wpadli na ten pomysł, pozyskali środki finansowe i chcą doprowadzić do zmaterializowania tej ciekawej propozycji. Nie każde miasto ma swoje muzeum. Ba, nie każde na takie muzeum swoją historią zasługuje. Wałbrzych jak najbardziej na to zasługuje i dobrze, że taka inicjatywa powstała. Mam nadzieję, że sport, ta specyficzna emocjonalna dziedzina życia społecznego, zostanie w tym muzeum należycie doceniona. Chciałoby się powiedzieć, że sport wałbrzyski zasługuje na swoje piętro w tym muzeum. Ale całe muzeum dawna tzw. siłownia na terenie kopalnianym przy ul. Wysockiego ma tylko parter i jedno piętro (chociaż oba poziomy są mocno wysokie). Może więc twórcy muzeum wygospodarują chociaż połowę piętra dla sportu.

Sport wałbrzyski woła o pamięć, bo jego najwięksi bohaterowie powoli odchodzą. Z życia i pamięci rówieśników, coraz częściej też - niestety - pamięci potomnych. Dzieje się tak nie tylko ze względu na upływ czasu. Nasze miasto, nasz sport znalazły się w specyficznej sytuacji. Dość szybko, jak na powojenną pożogę, bo samo miasto nie ucierpiało, po 20 latach, już na polskiej ziemi, Wałbrzych sięgnął po znaczące sukcesy. Potem miał trzydziestoletnią hossę - lata sześćdziesiąte, siedemdziesiąte i osiemdziesiąte to było pasmo bogactwa klubów i dyscyplin, wydarzeń, sukcesów. A następnie, w nowej rzeczywistości społeczno-gospodarczej lat dziewięćdziesiątych, przyszedł głęboki regres. Kryzys, który trwał niemal trzy dekady. Dopiero w ostatnich latach się odbudowuje, wracają najwyższe ligi, są europejskie wydarzenia, powstają nowe obiekty. Wraz z kryzysem odpłynęli od sportu ludzie. Kibice, którzy kiedyś wypełniali trzydziestotysięcznym tłumem stadion Nowe Miasto, a hala OSiR była zbyt mała, by pomieścić chętnych oglądania drogi po medale koszykarzy czy siatkarzy. Stąd garstka najwierniejszych na meczach niskich lig, stąd zapaść w  niektórych sportach, stąd upadek klubów. Jednak jak na sytuację, w której zamiast medali seniorów - jak w lekkiej atletyce, tenisie ziemnym, zapasach, kolarstwie, koszykówce - mamy tylko grupy młodzieżowe, sam sport jako dziedzina życia się obronił. Przeżył, a to najważniejsze.

Zaczyna jednak brakować ludzi. I to tych największych. Nie ma już wśród nas złotego medalisty z Monachium 1972 bramkarza Mariana Szei. Odszedł pierwszy w pełni z wałbrzyskiej krwi i kości olimpijczyk Stanisław Grędziński. Wspomnienie pozostało po tenisistce Małgorzacie Rejdych-Żydek. Coraz większe kłopoty zdrowotne ma wałbrzyski koszykarz wszech czasów Mieczysław Młynarski. Mocno zaawansowany wiekowo jest pierwszy z wielkich siatkarzy Waldemar Szczepanowski. Już tylko coroczny memoriał przypomina wielkiego zapaśnika Bogusława Dąbrowskiego. Namiastkę liczącego się w kraju kolarstwa oddaje wiekowy Sławomir Nowicki i jego wychowankowie w komentarzach Eurosportu. Usunęli się w cień piłkarski medalista MŚ Włodzimierz Ciołek, lekkoatleci Andrzej Kupczyk i Krzysztof Wesołowski. Od wielu lat za granicą jest siatkarz Bronisław Bebel. Niestety, żaden bohater, nikt z nas, nie cofa się w czasie, nie odejmuje mu się lat, nie młodnieje. Stąd konieczność upamiętnienia tych, którzy sławili Wałbrzych na sportowej niwie. Także trenerów. Także działaczy. Spieszmy się ich docenić, bo tak szybko czas płynie...

Czy sport zasługuje na te powyższe pół piętra w Tyglu. Muzeum Wałbrzyszan? Moim zdaniem trudno przecenić jego wartość dla miasta. Zarówno tę sportową w postaci medali, zwycięstw, sukcesów, dumy, wypełniającej pierś mieszkańców. Ale także tę społeczną. To sport ukształtował ten przysłowiowy powojenny ludzki tygiel w Wałbrzychu. To sympatia, kibicowania jednemu klubowi sprawiła, że na stadionie obok siebie zasiadali Polacy z Francji, Belgii, z Warszawy, zza Buga, z Niemiec, z Polski centralnej. Ich sympatia do danej drużyny brała się z faktu pracy w jednej kopalni czy zakładzie, który miał swój klub. A w klubie kilka dyscyplin do wyboru. I dla sportowców i dla kibiców. Tak tworzyła się tożsamość wałbrzyszanina. Po kilku latach chowały się i  znikały różnice. Ludzi łączyły wynik, drużyna, medal. Jeżeli już ich różniły, to wyniki i miejsca w tabeli Górnika i Thoreza (Zagłębia). Gdy był sukces dumni byli wszyscy z bycia wałbrzyszaninem. Z wałbrzyskiego tygla zrodziła się jedność lat późniejszych. To warto pokazać w wałbrzyskim muzeum.